Dziady
Trzeci szczebel był zbutwiały, a z siódmego i ósmego niebezpiecznie wystawały gwoździe. Stary Wasyl był tego świadom, bo sam je wykrzywiał wraz ze szwagrem, co by zniechęcić gówniarzy do kręcenia się po ambonie. Zarzucił sobie na ramię tobołek i ostrożnie stanął na pierwszym szczeblu, tuż przy bocznej żerdzi drabiny, na wypadek, gdyby przez ostatnie tygodnie i ten zbutwiał. Deska utrzymała ciężar kłusownika, więc rozpoczął powolną wspinaczkę na szczyt. Dwa metry, trzy metry – połowa drabiny. Tutaj Wasyl przystanął, zaniepokojony odgłosem szczebelka, o który oparł był się ręką. Wychylił głowę między żerdziami, na drugą stronę drabiny i pokręcił z politowaniem głową – szczebel był podpiłowany, zapewne przez Leśniczynę, która regularnie zostawiała niespodzianki dla kłusowników. Zapamiętał położenie nacięcia i jeszcze ostrożniej pokonał resztę drogi na szczyt. (...)
Opowiadanie ukazało się w pierwszym numerze dwumiesięcznika Fantom