Elektrybałt Lema
Zapowiedź: The Congres (2013), The Cyberiad - Extract from the Dance of Atoms (2013)
Cierpkie słowa Stanisława Lema o ekranizacji powieści "Solaris" sprzed dekady należy, w ujęciu wcześniejszych prób przeniesienia jego prozy na srebrny ekran, potraktować jako komplement. Czy naprawdę jest tak źle? A może na horyzoncie pojawia się nadzieja?
Przez dwa tygodnie wprowadzał Trurl do swego przyszłego elektropoety programy ogólne; potem przyszło strojenie obwodów logicznych, emocjonalnych i semantycznych. Już chciał prosić Klapaucjusza na próbny rozruch, ale się rozmyślił i puścił maszynę wpierw sam.
Maszyna zakrztusiła się, zabuczała, łypnęła pojedynczym okiem i wypluła z siebie film "Milcząca gwiazda". Był to rok 1959 - wtedy po raz pierwszy, dzięki radzieckiej sondzie kosmicznej, ludzkość zobaczyła ciemną stronę Księżyca, zaś dzięki połączonej sile kinematografii NRD i PRL, obejrzała też pierwszą ekranizację prozy Lema. Dziś lepiej o tym filmie nie pamiętać, ale wtedy jeden z krytyków zza oceanu stwierdził, że "Milcząca gwiazda" jest najautentyczniej wyglądającą produkcją science fiction spoza Hollywood. My dajemy temu filmowi ocenę 4/10 na zachętę.
Osłabił więc obwody logiczne i wzmocnił emocjonalne; dostała najpierw czkawki, potem ataku płaczu, wreszcie...
... zabłysnęła filmem "Ikaria XB 1". Mniej więcej wtedy, gdy Walentyna Tierieszkowa jako pierwsza kobieta odbyła lot po orbicie okołoziemskiej, w Czechosłowacji powstał film na podstawie "Astronautów" - produkcja, w której "po raz pierwszy w kinie SF ludzie myją się, urządzają przyjęcia, zastanawiają nad spędzeniem wolnego czasu" (Andrzej Kołodyński, "Dziedzictwo wyobraźni. Historia filmu SF"). Szkoda tylko, że lista płac w żadnym miejscu nie wymieniła tekstu źródłowego ani jego autora... Za to uchybienie ocena w dół: 4,5/10
Wzmocnił semantykę i dobudował przystawkę woli...
... a na świat przyszły dwie miniatury polskiej produkcji: "Profesor Zazul" i "Przyjaciel". Oba filmy były wiernymi (w porównaniu do poprzednich realizacji) ekranizacjami opowiadań o tych samych tytułach. Oba dotykały pionierskiej tematyki (klonowania i zbuntowanej sztucznej inteligencji) - nic dziwnego, skoro w tym samym czasie wyobraźnię ludzkości pobudzał m.in. pierwszy spacer kosmiczny Aleksieja Leonowa! Niestety, nie udało nam się obejrzeć żadnego z tych krótkometrażowych filmów, więc wstrzymujemy się od oceny.
Wstawił jej dławik filozoficzny; wówczas przestała się w ogóle do niego odzywać i tylko kopała prądem.
Rok 1968 przyniósł krótki film "Przekładaniec" w reżyserii Andrzeja Wajdy. Scenariusz pisał sam Lem, nic więc dziwnego, że wreszcie był zadowolony z ekranizacji. Tymczasem w kosmosie przewagę zdobywali kapitaliści - odbyły się pierwsze załogowe loty Apollo, których zwieńczeniem już niedługo miało zostać lądowanie Jankesów na Księżycu...
Ekranizację "Czy pan istnieje, Mr Jones?" oceniamy na 6/10 - powoli zaczyna być dobrze!
Wkręcał więc, dławił, wzmacniał, osłabiał, regulował, aż wydało mu się, że lepiej być już nie może.
"Solaris" jest najbardziej znaną powieścią Lema - stawia się ją w ścisłej czołówce literatury science fiction. Powstała w 1972 roku ekranizacja, w reżyserii Andrieja Tarkowskiego, nominowana była do Złotej Palmy na festiwalu w Cannes, zaś po jej obejrzeniu Ingmar Bergman stwierdził: "Tarkowski jest już w pokoju, do którego ja zaczynam dopiero pukać". Uznanie wobec filmu nie zmienia faktu, że zarówno reżyser, jak i autor powieści, z różnych przyczyn uważają tę ekranizację za kiepską. Jako ciekawostkę warto zauważyć, że produkcja o nieudanej próbie porozumienia się z Obcym zbiegła się w czasie z wystrzeleniem w Kosmos płytek Pioneera...
Jako że każdy z recenzentów w redakcji zasnął podczas projekcji filmu, nie możemy przyznać żadnej oceny.
Dał sześć filtrów przeciwgrafomańskich, lecz pękały jak zapałki; musiał je zrobić ze stali korundowej.
Sojuz 30 nie pękał - wystartował 27 czerwca 1978 roku, o godzinie 15:27:21 z kosmodromu Bajkonur. Na jego pokładzie znajdowali się: pierwszy i, jak do tej pory, jedyny polski kosmonauta: Mirosław Hermaszewski, oraz bardziej doświadczony kosmonauta radziecki: Piotr Klimuk. Nic dziwnego, że wydarzeniu temu musiała towarzyszyć zrealizowana z rozmachem rodzima ekranizacja prozy Lema (przy współpracy z kinematografią ZSRR). "Test pilota Pirxa" tradycyjnie nie przypadł do gustu Lemowi - być może dlatego, że scenarzysta (i reżyser w jednej osobie - Marek Piestrak) pokusił się o zmianę doskonałych dialogów, a filozoficzną interpretację fabuły oryginalnej "Rozprawy" przesłonił tandetną scenografią i efektami, które nie wytrzymały próby czasu. Nam do szczęścia nie potrzeba grafiki komputerowej i, za klimat filmu, oraz konsekwentną wizję reżysera, przyznajemy "Testowi ..." ocenę 7,5/10
Potem jakoś już poszło: rozchwiał maszynę semantycznie, podłączył generator rymów i omal nie wysadził wszystkiego w powietrze.
Może lepiej by się stało, gdyby James Cameron zabrał się za reżyserię "Solaris" z 2002 roku, zamiast zadowalać się produkcją. Wszystko wyleciałoby w powietrze (lub w próżnię) i otrzymalibyśmy spektakularny wizualnie wyrób awataropodobny. Niestety, rozchwianie semantyczne lub przegrzane tranzystory nakazały Cameronowi obsadzić w roli reżysera Stevena Soderbergha, a ten zrealizował swoje wyobrażenie: dobry wizualnie, lecz płytki i nudny dramat kosmiczny. Nawet świetny George Clooney był przy tej produkcji nie w formie - w efekcie z pierwszej hollywoodzkiej ekranizacji Lema zapamiętaliśmy przede wszystkim zamieszanie wokół jego nagich pośladków.
W sumie, czego się było spodziewać? W tym samym roku zawalił się dach hali przy kosmodromie Bajkonur, niszcząc wahadłowiec Buran 1.01, zaś katastrofa promu Columbia nastąpiła w dniu premiery "Solaris" w Polsce...
Ocena: 6/10, jeśli potraktuje się film jako "produkcję na motywach powieści", nie zaś adaptację. "Wielkim nieobecnym" w filmie jest Ocean (o dziwo, rok wcześniej Clooney grał go w innym remake'u Soderbergha...)
Wówczas jednak, w ostatniej niemal chwili, gdy był już gotów iść na nią z młotem w ręku, przyszła mu zbawcza myśl. Wyrzucił wszystkie obwody logiczne i wstawił na to miejsce ksobne egocentryzatory ze sprzężeniem narcystycznym.
W zeszłym roku zapowiedziano dwie produkcje spod znaku Lema. Pierwszą jest "Kongres" - pół animowana, pół fabularna międzynarodowa produkcja w reżyserii Ariego Folmana. W filmie, którego budżet szacowany jest na 1 milion dolarów, wystąpią m.in. Paul Giamatti i Harvey Keitel. Niestety, słychać już głosy, że reżyser poszedł własnym torem, odbiegając od wizji polskiego pisarza - czyżby nie odrobił pracy domowej i nie wiedział, że jak do tej pory nikomu nie wyszło to na dobre?
Drugim tytułem jest dość niespodziewany "The Cyberiad" w reżyserii Alexa Proyasa - wysokobudżetowa produkcja akcji, o której na razie wiemy dość niewiele. Podsumowując dotychczasowy dorobek reżysera (m.in. "Mroczne miasto" i "Zapowiedź"), a także niepokojącą plotkę, jakoby film realizowany był w technologii 3D, sądzimy, że może wyjść z tego jedynie genialne dzieło lub spektakularna porażka.
[Trurl] zaprzysiągł sobie na wszystkie świętości nigdy już więcej nie brać się do cybernetycznego modelowania procesów twórczych.
Czy z prognozy lotów kosmicznych możemy wyprorokować coś na temat obu nadchodzących filmów? Cóż, NASA przepowiada, że w 2013 roku Słońce spowoduje gigantyczną burzę magnetyczną, która może sparaliżować ziemską sieć energetyczną, cofając nas do ery steampunku. Następne ekranizacje Lema mogą zatem wyglądać tak:
Światełko w tunelu (czasoprzestrzennym)
Niemniej najpierw pewien sędziwy liryk, a potem dwu awangardzistów popełniło samobójstwo, skacząc z wysokiej skały, która fatalnym zbiegiem okoliczności sterczała właśnie przy drodze, łączącej siedzibę Trurla ze stacją kolei żelaznej.
Ekranizacje prozy Stanisława Lema to nie tylko wydumane science-fiction ze złymi efektami specjalnymi lub z wypłaszczonym wątkiem filozoficzno-moralnym. W 1997 roku w ramach Teatru Telewizji zainscenizowano rewelacyjne "Śledztwo" - z pozoru prostą historię o dochodzeniu porucznika Scotland Yardu, dotyczącym nietypowego zachowania zwłok w kostnicy. Polecamy obejrzenie tego spektaklu przy pierwszej nadarzającej się okazji - zasłużone 10/10.
Cóż takiego wydarzyło się w 97 roku poprzedniego millenium? Poza licznymi sondami wystrzelonymi na Marsa i Saturna, przez cały rok na niebie gołym okiem można było dostrzec kometę Hale'a-Boppa - to najdłuższy odnotowany przez współczeną naukę okres bezpośredniej obserwacji z Ziemi komety długookresowej. Jeśli właśnie o to chodzi - dobre ekranizacje Lema powstawać będą tylko wtedy, gdy to Kosmos przyjdzie do nas, zamiast my do Niego - to nie mamy dobrych wieści: kometa Hale'a-Boppa powróci dopiero za dwa i pół tysiąca lat.
Zacytowane fragmenty pochodzą z opowiadania "Wyprawa pierwsza, czyli Elektrybałt Trurla". Plakat filmu pochodzi z serwisu IMDB.
Bonus: zagadka harmoniczna
Trurl pragnie dostroić obwody logiczne Elektrybałta tak, aby średnio produkował on 48 linijek wiersza na minutę. Na początku rozruchu napięcia anodowe były jednak za mocne i elektropoeta napisał dokładnie połowę wiersza z prędkością 1 linijki na sekundę! Do jakiej liczby wersów na minutę musi obniżyć ustawienia genialny konstruktor, aby Elektrybałt dopisał resztę liryki uzyskując średnią prędkość 48 linijek na minutę?
Komentarze (6):
To w tej redakcji same dekle musiały być albo jakieś 12-latki niedorozwinięte! LOL!WTF?!!! Pingpongi z mongolii! xDDD