Ultramarines. A Warhammer 40k Movie.
Pamiętam jak dziś: cudownie nirwanizujący zapach akrylowych farbek, upaprany stół i kolejne szeregi spejsmarinsów, którzy po mojej artystycznej interwencji przypominali... coś dziwnego. Gdy więc Ciocia z Ameryki przywiozła pachnące świeżością DVD z filmem „Ultramarines. A Warhammer 40.000 Movie", przez wzgląd na stare czasy i z sentymentu dla tego mrocznego uniwersum postanowiłem rzucić okiem.
Wyjaśnijmy od razu - fabuły nie ma, ale przynajmniej nikt tu nie udaje, że jest. Dzielne, niebieskie blaszaki lecą ratować wysuniętą placówkę imperium. Jak myślicie, uda im się? No, właśnie. Po drodze będziemy mieli dużo strzelania, trochę maszerowania, potem strzelaninę, marsz, i na koniec odrobinę naparzania z bolterów, nim bohaterowie odmaszerują do domu. Tu i ówdzie, niczym klopsik spod makaronu, wyziera jakaś głębsza myśl o wojnie, religii, Chaosie, powinności, lojalności. Ten jest gorliwy, ów przezorny, a tamten zgrywa twardziela. Nie ma to większego znaczenia, bo zaraz wszyscy założą hełmy i odróżnienie marinsów stanie się praktycznie niewykonalne. Chyba, że ktoś łaskawie krzyknie „hej, Hypaksie!". Dodatkowo wskazując Hypaxa palcem.
Kwestię historii mamy za sobą, pozostało samo gęste: akcja, animacja, tempo, klimat. Trzeba przyznać, że jako 70-cio minutowy teledysk film sprawuje się przyzwoicie. Drażnić mogą tylko przydługie, statyczne ujęcia na to i owo, a od czasu do czasu wepchnięty na siłę i pozbawiony znaczenia dialog. Poza tym mamy już tylko przyzwoite strzelaniny, trochę mieczowej roboty, odpowiednio plugawych żołdaków Chaosu i kilka budowli w stylu warhammerowskiego pseudogotyku.
Nie będąc specem ani znawcą animacji, zostałem przez wizualną stronę filmu nieco skonfundowany. Stale odnosiłem wrażenie, że zajęła się nią grupa dobrych grafików, których jednak ktoś nie dopilnował. Gdy patrzymy na twarze bohaterów (tak, czasem zdejmują kaski), zlewają się w jedno, brak im charakterystycznych cech a ich rysy zdają się „pływać" po obliczu. Tymczasem co jakiś czas jesteśmy raczeni zoomem na facjatę, ukazującym całe warstwy zmarszczek, blizn, załamań i innych znaków szczególnych. Trochę to drażni.
Inny problem rodzi się, gdy ultrasi są w ruchu. Chyba znowu zabrakło spójnej wizji i odgórnej kontroli. Raz bohaterowie poruszają się ciężko i dostojnie, by po chwili kicać lekko jak zajączki (fatalna scena przekraczania zrujnowanego mostu przez Proteusa i Vernora. Hopsa! Hopsa!). Wiem, może i mają jakieś dopalacze-wspomagacze, a czy naprawdę wymagamy takiej wiedzy od widza?
Udźwiękowienie filmu na kolana nie powala. Chórki, strzały, ryki - dają radę, ale już montaż dźwięku woła o pomstę do Tronu Terry. Dla przykładu, pomiędzy scenami muzyka milknie, dźwięki się ucinają i zapada krępująca cisza.
Dubbing jest dobry. Gdy Proteus otwiera usta, słyszymy świetnego Seana Pertwee (szkoda tylko, że jego głos tak bardzo gryzie się z tępawym wyrazem twarzy głównego bohatera), bardzo ładnie wczuli się też czcigodni seniorzy: Terence Stamp (Severus) i John Hurt (Carnak).
Fanów Wojennego Młotka po Czterdziestce zachęcam do spędzenia siedemdziesięciu bezbolesnych minut na podziwianiu znanego im sprzętu w akcji. Pozostałą część społeczeństwa obywatelskiego uprzedzam - bez tła historycznego i religijnego, bez zrozumienia klimatu znanego z warhammerowskich erpegów i bitewniaków - czeka ich spotkanie z naiwną bzdurką i kolejną, przeciętnie wykonaną rozwałką.
A na koniec - zagadeczka!
Przyporządkuj imię do Spejsiaka, wiedząc, że:
A. Crastor lubi limonki
B. Żołnierz numer IV ma zajady
C. Osoba obok Hypaksa ma tylko 1 oko
D. Proteus z pewnością nie ma 17 nosów
E. Żołnierz lubiący kiwi stoi obok tego, który ma laserową wątrobę
F. Miłośnik kiwi stoi obok fana mandarynek
G. Żołnierz lubiący pomarańcze stoi obok tego, który ma tylko 1 oko
H. Pomiędzy Severiusem a Crastorem stoi dokładnie 1 marine
I. Żołnierz nr III lubi mandarynki
J. Crastor nie ma laserowej wątroby
K. Hypaks nie stoi z brzegu
L. Kto lubi kiwi, ten nie ma zajadów
Każdy marine ma tylko jedną przypadłość i lubi jeden typ owoców!
Komentarze (5):
"All Guardsmen, follow me to glory!"