Catapultam habeo!

Brawurowy galaktykosceptycyzm

Brawurowy galaktykosceptycyzm

Tomasz Kołodziejczak, Cykl „Dominium Solarnego” („Kolory Sztandarów” 1996, „Schwytany w światła” 1999 oraz zbiór opowiadań „Głowobójcy” 2001), Supernowa i Fabryka słów 1996-2011.

WTFApoc, wPolicja prosi manifestantów o nie zasłanianie twarzy recenzji „Czerwonej Mgły”, przypomniał postać autora zasłużonego i ciekawego, to znaczy: Tomasza Kołodziejczaka. Ponieważ Dominium Solarne należy do moich ulubionych lektur, które dawno temu ukształtowały mój gust fantastyczny, uznałem, że warto owe hity lat dziewięćdziesiątych przypomnieć (zwłaszcza, że dzięki FS są wciąż dostępne na rynku).

Dominium Solarne to opowieść o kosmicznych euro... federacjosceptykach i ich zmaganiach z kosmicznym analogiem Unii Europejskiej. Nie zamierzam udawać, że powieści Kołodziejczaka nie mają podtekstu politycznego, tym bardziej, że w latach dziewięćdziesiątych ów morał był doskonale czytelny. Jeśli ktoś takiego scifi-tradycjonalizmu nie lubi, niech zaciśnie zęby, i próbuje czytać dalej, bo warto. Dominium to przecież nie manifest polityczny, ale przede wszystkim mięsista hard-sf/space opera, z jasną, dynamiczną fabułą, prostymi, ale całkiem przyjemnymi bohaterami, osadzona w bardzo wciągającym teatrze wyobraźni Kołodziejczaka.

Sam początek pierwszego tomu może mylić – akcja zawiązuje się powoli, wątki polityki planetarnej wydają się zbyt długie, pozornie bardzo schematyczny bohater ciut przynudza. Ale potem rozpoczyna się wielkie BUM! Zwiad u wrogich kosmitów, ucieczki, intrygi, zaskakująca wycieczka po kosmosie Kołodziejczaka. Tom drugi to już tylko wódka z adrenaliną – aż do prostego, ale jakże satysfakcjonującego zakończenia, śledziłem losy Daniela z zapartym tchem. Światotwórstwo autora stoi na najwyższym poziomie, fascynuje od razu, a ja poczułem się wręcz wściekły, że na powrót do Dominium czekałem ponad dekadę.

 

Opowiadania ze zbioru „Głowobójcy” dokonują niezłej sztuki – po dwunastu latach wszakże pozornie opuszczony setting, i robią to dobrze. Jest to przypominający salceson zbiór tekstów pisanych na przestrzeni kilku ładnych lat, ale pomysł udaje się, magia kosmosu odżywa. Może prócz dziwacznej gry paragrafowej, wszystkie historie są świetne, a opowieść tytułowa należy do najlepszych kawałków Kołodziejczaka w ogóle.

Dlatego wszystkie tomy Dominium zasługują na uwagę. Młodszy czytelnik zmierzy się z pewnym „old-schoolem”, ale pewnie dojdzie do wniosku, że kiedyś też ludzie żyli nieźle i pisali świetną fantastykę. Intelektualne eksperymenty, przemyślenia cywilizacyjne (np. porównanie życia ludzi i parksów, bądź kreacja subkultury lotniarzy) do dziś inspirują, a diss na Unię Europejską nie zestarzał się nawet godziny. Więc kupujcie, czytajcie i lobbujcie autora, aby kiedyś jeszcze w ten świat powrócił.

 

Oceny:

Kolory Sztandarów – 8/10

Schwytany w światła – 9/10

Głowobójcy – 7/10 (zbiór jest świetny, choć paragrafówka trochę nie pasuje do całości)



Artykuł opublikowany 16 grudnia 2013 przez: M. Sprzęgaj

Skomentuj:

Pozostało znaków: 30000. Możesz używać znaczników HTML: <b>, <u>, <i>, <blockquote>, <spoiler>



Kod sprawdzajacy Odśwież kod
Video meliora proboque, deteriora sequor
  WTF Wykrot