Catapultam habeo!

Czarno widzę świat powieści

Anna Kańtoch, Czarne, Powergraph 2012

Recenzja spóźniona, bo książka jest obecna na rynku ponad rok, a ja zapoznałem się z nią dopiero dzięki pyrkonowej promocji wydawcy... Ale ponoć dobre wino to nie tylko rocznik bieżący, więc zaraz powyzłośliwiam się nad tekstem młodej gwiazdy Rzeczpospolitej Fantastycznej. Nie zrozumcie mnie źle - „Czarne” to doskonała historia, fascynująca wycieczka na pogranicze retro-kryminału i okultyzmu, ale marna powieść. Historia dwóch bohaterek, splecionych tajemniczymi więzami, jest po prostu za długa, jak na opowiadania, a za krótka na powieść.

Czyli minipowieść – to stwierdzenie brzmi jak banał. Ale zastanówmy się – wydawca sprzedał „Czarne” jako formę długą, w pełnej cenie (omińmy tu temat promocji), a przede wszystkim: wzbudzając oczekiwanie pełnowymiarowego tomiszcza. A tu dostajemy pewien zong. Nie krytykuję w ten sposób „Zewu Krwi”, czy „W górach szaleństwa”, bo London i Lovecraft napisali dzieła kompletne, w których dodatki byłyby ornamentami, lub (co gorsza!) rozcieńczeniami. Ale w (mini)powieści Kańtoch można by było tyle dodać, z pożytkiem dla czytelnika!

Sama opowieść fantastyczna obroniłaby się jako dwudziestostostronicowe opowiadanie. Ale autorka poszła dalej; prócz wcielenia w literki zgrabnego (choć nie tak oryginalnego) konceptu, pokusiła się o zarysy świata – bezczasowej sceny przedwojennej Polski, z jej urokiem i dekadencką grozą. Żałuję że zatrzymała się w pół drogi.

Pierwsze rozdziały powieści – opisujące pobyt bohaterki w sanatorium – są świetne, dobrze pomyślane i zrealizowane; żywe i przemawiające. Thriller szpitalny mógłby wyjść Kańtoch lepiej, znacznie lepiej, gdyby włożyła w niego dość wysiłku. Sceny wiejskie, rodzinne, też nie są złe, po prostu nie wypadają tak przebojowo, jak mury sanatorium. Intryga w dalszej części (mini)powieści opowiedziana jest szybko, wręcz zdawkowo, wspaniale zaczęty fresk realiów przedwojennych schodzi na dalszy plan. Gdyby Anna Kańtoch w pełni wykorzystała wybraną scenerię, a najlepiej skupiła się na strachach szpitalnych, uznałbym „Czarne” nie tylko za pełnoprawną powieść, ale i za powieść wspaniałą. Tak tekst jest tylko dobry, a sam nie wiem, czy wciąż nie obrażać się za zbyt małą zawartość cukru w cukrze. Tajemnica Jadwigi Rathe przekonała mnie do sięgnięcia po inne utwory autorki, ale sięgnięcia ostrożnego, na wypadek wszelki, z promocyjnego kosza lub biblioteki. Mam nadzieję, że te dobre wrażenia się utrzymają, a te złe rozwieją. Żałuję, że muszę wystawić „Czarnemu” ocenę może i dwa punkty niższą, od tej, na którą zasłużyłaby pełnokrwista historia. A jeżeli okaże się, że to jakiś szerszy trend – ci, którzy nie mają nic do powiedzenia, smęcą, a autorzy ciekawi (tacy jak Kańtoch) cedzą niedorośnięte perełki, to czarno widzę przyszłość polskiej fantastyki.

Ocena: 6/10



Artykuł opublikowany 03 kwietnia 2014 przez: M. Sprzęgaj

Skomentuj:

Pozostało znaków: 30000. Możesz używać znaczników HTML: <b>, <u>, <i>, <blockquote>, <spoiler>



Kod sprawdzajacy Odśwież kod
Video meliora proboque, deteriora sequor
  WTF Wykrot