Catapultam habeo!

Dyskretny urok fantastycznego faszyzmu

Dyskretny urok fantastycznego faszyzmu

Robert M. Wegner, Opowieści z meekhańskiego pogranicza (Północ–Południe, Wschód–Zachód, Niebo ze stali), Powergraph 2009-12

Podwójny triumfator tegorocznego Polconu napisał nie tylko nagrodzoną powieść, ale i dwa zbiory opowiadań, w stworzonym przez siebie świecie fantasy. Przyznam, że przed przyznaniem autorowi statuetki, nie znałem jego twórczości. Potem jednak uprzejmi laureaci pewnego konkursu przegrali w karty tyle falkonowej waluty konwentowej, że umożliwili mi zdobycie całego cyklu naraz. Pochłonąłem tenże szybko, i nawet wyczekuję kolejnej odsłony. Z tego już pewnie wnosicie, że oceniam twórczość RMW pozytywnie. Tak, ale...

Lubie militarną fantasy, znacznie bardziej niż mistyczne pierdolety, czy przygody emo-dzieci i feministek, dla niepoznaki zakładających szaty czarodziejek. Z resztą mój gust tego gatunku ukształtował znacznie silniej Kres niż Sapkowski. W tym przypadku to dobrze, bo duch Szereru unosi się nad Cesarstwem Meekhańskim. I od razu przyznam: z przyjemnością przeczytałem zarówno zbiorki opowiadań, jak i powieść (choć pierwszą antologię z przyjemnością większą, niż drugą oraz „Niebo ze stali”). I z tego samego powodu muszę je skrytykować – w twórczości Wegnera jest wszystko to, czego spodziewałbym się po militarnym fantasy. Tyle, i nic więcej.

Uniwersalna formuła militarnej fantastyki (wszelkiego podgatunku, sprawdza się też w SF, dzięki D. Weberowi) jest prosta: mamy Wielkie Faszystowskie* Cesarstwo, prowadzące wojnę ze Złym, Barbarzyńskim/Dekadenckim** Sąsiadem, gnębiącym Małe Ludy Uduchowionych Wojowników. Ostateczne Zwycięstwo Osi Dobra realizuje się dzięki: a) doskonałemu wyszkoleniu liniowego żołnierza fantasy-faszystów b) podbudowanej delikatną mistyką motywacji Uduchowionych Wojowników oraz c) zbliżających się do granicy homoerotyzmu frontowych przyjaźni między żołnierzami (tudzież żołnierkami). Potem świat przedstawiony tańczy wesołego oberka, aż do czasu sugestii powrotu Złego w sikłelu. Nie inaczej jest w przypadku Meekhanu. I niby dobrze, ale nie aż tak.

Bo jednak chciałbym bohaterów głębszych niż frontowe okopy, umożliwiającego katarzis zbalansowania moralnego stron konfliktu (tutaj „Pani Dobrego Znaku” Kresa pozostaje niedoścignionym wzorem), czy też jakieś bardziej realistyczne relacje między ludźmi, którzy nie służą w wojsku. Trochę szkoda, że RMW nie poszedł w pewnych aspektach dalej (a pójść potrafi, co widać choćby w jego brawurowym „Jeszcze jednym bohaterze” z antologii „Herosi”). Jego podróż turystyczna po Cesarstwie i Okolicach jest imponująca, a szczegółowa kreacja kultury Wozaków zapada głęboko w pamięć. Ale! Nie wszystkie części Meekhanu (obecnego i byłego) są równie ciekawe (np. zupełnie nie chwytam Zachodu), intryga... no powiedzmy: mistyczna, jest cienka, a słodkawa apologia faszyzującego Imperium Dobra dość płytka. Czy te mankamenty psują przyjemność z lektury? Trochę. Ale nie aż tak, aby nie sięgnąć po kolejny tam, kiedy ten się zjawi.

 

Ocena:

Północ–Południe: 8/10

Wschód–Zachód: 7/10

Niebo ze stali: 7/10

 

* - „faszystowskie” w rozumieniu Gazety W., niekoniecznie w znaczeniu politologicznym

** - niepotrzebne skreślić



Artykuł opublikowany 01 grudnia 2013 przez: M. Sprzęgaj

Skomentuj:

Pozostało znaków: 30000. Możesz używać znaczników HTML: <b>, <u>, <i>, <blockquote>, <spoiler>



Kod sprawdzajacy Odśwież kod
Video meliora proboque, deteriora sequor
  WTF Wykrot