Catapultam habeo!

Gdańsk Noir (Andrzej Pilipiuk, Triumf lisa Reinicke oraz Strefa Armilarna)

Gdańsk Noir

Andrzej Pilipiuk, Triumf lisa Reinicke oraz Strefa Armilarna, Fabryka Słów 2010/2011

Dwa ostatnie (lol, nie, ale o tym później) tomy "Oka Jelenia" recenzuję z pewnego rozpędu. Historia Pilipiuka jest, mimo pewnych nieścisłości, spójną opowieścią i trudno przypuszczać, aby pisarz coś radykalnie zepsuł lub ulepszył w jej zakończeniu. Właściwie zmienia się tylko scenografia, tok narracji uspokaja, kilka świetnych scen rozpływa na kilkuset stronach obu tomów.

Piąta i szósta część cierpią na chorobę cykli, czyli przegadanie. Ciekawa fabuła "Triumfu..." zostaje rozmyta w obrazach więziennych i próbach ustylizowania szesnastowiecznego Gdańska na San Francisco w stylu noir. Doceniam i jedno i drugie, ale to zbyt mało na kompletną opowieść. Historia Heli i Staszka ciągnie się niemiłosiernie i przyśpiesza dopiero pod koniec piątej części, niestety, aby zakończyć banalnie. Ważne intrygi znikają z horyzontu, a nieuchwytni przeciwnicy bohaterów są tak nieuchwytni, że ich nie ma. Po prostu brakuje prawdziwego przeciwnika, przez po powieść cierpi. Skłamałbym jednak, pisząc, że "Triumf..." mnie znudził; po prostu nie spełnił oczekiwań, tym wyżej ustawionych przez świetny tytuł.

W tomie "ostatnim" Pilipiuk musiał zamknąć historię. Mam wrażenie, że zrobił to, idąc po linii najmniejszego oporu, właściwie niczego nie tłumacząc, uciekając od paradoksów czasowych i pewnych tradycyjnych dla SF pytań dzięki interwencji Deus ex machina. Jakby sam autor zrozumiał, że wspaniała historia, którą pomyślał, jako trzymającą w napięciu trylogię przygodową, zamienia się w nudny sześcioksiąg geograficzno-historyczno-medyczny. Pilipiuk potrzebuje jakiegoś genialnego redaktora,  który przyciąłby jego dzieło, niczym ci angielscy rzeźnicy, skracający wielotomowe nudy wiktoriańskie do kilkusetstronicowych "essencials".

Niedawno wyszedł tom siódmy, po-zakończenie cyklu. Trochę boję się do niego zaglądać, bo nie wiem, czy pisarz rozpoczął nową historię, czy seryjnie wiążę luźne końcówki fabularnego kłębka. Tak czy inaczej, jestem tej ekwilibrystyki ciekaw – może, kiedy odpocznę od przygód użytych już bohaterów, siądę to tego postscriptum bez uprzedzeń.

Piszę te uwagi ze smutkiem, gdyż wiem, że "Oko...", które jest tylko poprawne jako cykl książkowy, byłby kanwą do świetnego serialu. Ot, gdyby Pilipiuk żył i tworzył w Stanach lub Wielkiej Brytanii. Z chęcią bym zobaczył dawny Gdańsk w interpretacji scenografów z HBO.  A jeśli nawet seria wymknęłaby się spod kontroli, i filmowcy chcieliby ciągnąć opowieść dalej, mam przekonanie graniczące z pewnością, że w przeciwieństwie do Martina, Pilipiuk zdążałby ze stosownym materiałem.

Ocena zbiorcza cyklu: 7/10 (dwa ostatnie tomy raczej 6/10)



Artykuł opublikowany 22 maja 2015 przez: M. Sprzęgaj

Skomentuj:

Pozostało znaków: 30000. Możesz używać znaczników HTML: <b>, <u>, <i>, <blockquote>, <spoiler>



Kod sprawdzajacy Odśwież kod
Video meliora proboque, deteriora sequor
  WTF Wykrot