Jaki jest wampir, każdy widzi... (Stephenie Meyer, Zaćmienie)
Stephenie Meyer, Zaćmienie, Wydawnictwo Dolnośląskie 2008
Nasza epicka podróż w kierunku jądra ciemności zbliża się do końca. „Zaćmienie” to trzeci tom sagi „Zmierzchu”, ostateczne starcie Team Edward z Team Jacob i poniekąd koniec opowieści romansowej. Cześć jest dłuższa od poprzednich, choć nie wiem właściwie po co.
Dobry pomysł Meyer: napisanie opowieści nadnaturalnej dla ubogich (duchem; czytaj: młodych i niewyrobionych czytelników), po dwóch niezłych odsłonach wreszcie zostaje doścignięty przez swoje konstrukcyjne wady. Kiedy autorka przestaje prezentować świat (nie do końca, o czym później) oraz opowiadać historię o dorastaniu, sięga po arsenał tropów fantastycznych, wierzy, że pisze coś atrakcyjnego dla fana gatunku. Myli się.
Kilka ciekawych pomysłów (np. próby usystematyzowania biologii wampirzej i wilkołaczej) tonie w pomysłach nieudanych, a zupełnie niespójne z główną historią wprowadzenie Nagłego_wielkiego_zagrożenia zupełnie rozmywa tok narracji. Gdyby Meyer albo podążała za uniwersalnym, popkulturowym kanonem wiedzy o potworach (wypracowanym gdzieś pomiędzy powieściami Anny Rice, a starym Światem Mroku), albo trzymała się własnego legendarium, owa niespodzianka z trzeciego tomu mogłaby zadziałać. Ale autorka co chwila wrzuca dowolny szczegół o swoich wampirach, czyniąc próbę wyczucia się w dramat bohaterów cokolwiek trudnym. Poza tym w tomie trzecim nasi gieroje nie odpowiadają na kilka podstawowych pytań natury praktycznej, a powinni byli, co pokaże część czwarta.
W „Zaćmieniu” jest więcej Jacoba, a właśnie opis friendzoningu zapewnił sadze „Zmierzchu” poczytne miejsce w popkulturze. Ale co za dużo, to nie zdrowo; wątki wilcze są tu zbyt rozwleczone; zapadają w pamięć głownie z powodu braku innych ciekawych elementów. Sceny walki niewiele wnoszą, pomysł z atakiem armii nowonarodzonych wydał mi się leniwy. W ogóle, cały tom sprawia wrażenie dość rozpaczliwego castingu na pomysły, bo co mogą robić wampiry i wilkołaki, jeśli już zaprezentują czytelnikowi swoją wampirzość i wilkołaczość?
Styl autorki nie poprawił się ani o jotę, ale chyba nie oczekiwaliśmy tego.
Choć z drugiej strony, jeśli już przeczytaliście dwa pierwsze tomy (nikt wam już tego czasu nie zwróci), to pewnie czytacie i trzeci, z czystej ciekawości, czym mogą emocjonować się profani.
Albo jesteście w Teamie Jacob i ciągle macie nadzieję.
Ocena: 6/10