Powstanie w głowach trwa (Marcin Ciszewski, www.1939.com.pl oraz www.1944.waw.pl)
Marcin Ciszewski, www.1939.com.pl oraz www.1944.waw.pl, SOL 2008 i 2009
Wydawać by się mogło, że z trudem znajdę materiał do recenzji na tę wyjątkową datę, siedemdziesiątą rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Ale tak jakoś się w polskiej fantastyce dzieje, że pewne okazje, tematy, motywy muszą się pojawić. Historia alternatywna (właściwie nie, ale do tego dojdziemy) Ciszewskiego to wciąż dziecko poprzedniej dekady, przepracowania przez popkulturę tożsamościowego i godnościowego zrywu 60 rocznicy Powstania, patriotycznej odwilży po 2005, ale też pewnych zjawisk w światowej estetyce oraz imaginarium (choćby rozwój i ewolucja gatunku gier komputerowych spod znaku Military Shooter). Z tego co pamiętam, ktoś się burzył na pomysł polskiego The Final Countdown, ale chyba tylko z obowiązku (bo po takiej - pokazanej w twarz dobrze pamiętającym rok 44 ofiarom - Eroice raczej nie da się bardziej trywializować i zbanalizować Powstania, z jego grozą i cierpieniem). I świadom wszystkich mielizn oraz potencjalnych grzęzawisk wykorzystania II Wojny (39 i 44 roku) jako tła do opowieści fantastycznej, przywitałem książki Ciszewskiego z nadzieją. I nie żałowałem ich publikacji, tylko zbyt niskiej jakości.
Historia zawarta w wojennej dylogii (czy też trylogii, bo związana z opowieścią jest też powieść Major, przeze mnie nieczytana) jest... lekko mówiąc absurdalna. Mamy do czynienia z nieudanym eksperymentem armii amerykańskiej, który przenosi wzmocniony batalion pancerny Polaków oraz kilku usańskich nerdów do września 1939. Nic z tego nie wynika. Tak można streścić całą powieść. Ciszewski całkiem sprawnie opisuje hipotetyczne starcia nowoczesnej armii z Wehrmachtem – pod względem militarnego „mięsa”, www.1939.com.pl po prostu daję radę. Gorzej prezentuje się sam język (tylko poprawny), postacie (płaskie jak hełm Brodiego) oraz zamysł fabularny (nie stwierdzono). A na sam koniec autor pokazuje, że „Nic sienie stało; Niemcy nic się nie stało” i deus ex machina unieważnia kosmiczne wyczyny oddziału z przyszłości. Robi to albo z lenistwa, braku poszanowania dla elementarnej logiki w fantastyce, albo... aby napisać sequel.
Tak, www.1944.waw.pl jest bezpośrednią kontynuacją pierwszej powieści Ciszewskiego. W alternatywnym świecie autora zastrzyk przyszłościowych technologii nie zmienił dziejów, polskie podziemie zgodziło się ukryć sprzęt pancerny w lesie, a Niemiaszki odpuściły sobie poszukiwania Wunderwaffe. Ale na okazję warszawskiego zrywu, niczym starzy partyzanci ze stodoły, nasi gieroje wyjmują Rosomaki, czołgi typu Twardy i ruszają na pomoc Stolicy. Fakt ten także nie ma żadnego przełożenia na historię świata, gdyż wyraźnie nieudana końcówka [spoiler alert!], wypiętrzenie paradoksów czasowych (o których Ciszewski wreszcie sobie przypomina), zmusiło autora do brutalnej korekty historii, przez niedopuszczenie do wydarzeń z części poprzedniej [koniec spoilera]. Leniwe, przyznacie?
I tak, obie powieści zawodzą, zarówno jako poważny opis wojenny (dziwna Kampania Wrześniowa jest dziwna; Warszawa AD 1944 stanowi tylko dalekie tło kontynuacji), jak i dobra fantastyka kontrfaktyczna. Książki Ciszewskiego są za to dość atrakcyjnym wykorzystaniem historii jako kostiumu, pretekstu do pisania o ładnych lufach czołgów i pochwalenia się wiedzą o współczesnym sprzęcie wojskowym. To zjawisko powinno było mnie zdenerwować, a nie zdenerwowało.
Bo ja po prostu nie przyjmuję poważnie argumentów i oburzeń o „trywializacji cierpienia wojennego”, czy „komiksowym ukazaniu szkodliwych wzorców historycznych” - nie, drodzy moraliści, popkultura tak nie działa. Dopóki kultura (w ogóle) nie pokazuje bezpośredniego kłamstwa (jak, żeby poszukać wśród artystycznych świętości, w „Lotnej” Wajdy), czy kłamstwa bezczelnie sugeruje (jak nieszczęsne „Pokłosie”), nie można jej odrzucić z powodu nie bycia wierną, całościową i naukową wizją; a nawet jeśli kultura kłamie (jak u Wajdy) mogą istnieć artystyczne powody dla zmrużenia historycznego oka. Per analogiam: wiem, że komunizm był zbrodniczym ustrojem, a śmieję się przy „Misiu”. A „Jak rozpętałem Drugą Wojnę Światową”...
Czy to niedopuszczalne, aby na potrzeby tekstu kultury użyć dramatycznej historii, w nieunikniony sposób ją strywializować, czy nawet podkolorować? Nie, jeśli pamiętamy, co w takim obrazie jest krzywe. Dlatego na książki Ciszewskiego nie oburzam się, jako na bluźnierstwa, ale jako słabe opowieści. I mam nadzieję, że nawet Powstanie Warszawskie zostanie kiedyś dobrze pokazane w kolorowej soczewce, nie od dusznej piwnicy, czy przepełnionego cierpieniem szpitala polowego, ale dziarskich dziewcząt i chłopców, śpiewających bojowe piosenki (może tak się stało w filmie Miasto 44 i grze Enemy Front; ale tych tytułów jeszcze nie widziałem). Aby ciężka polska historia – o ile nie jest świadomie i w złej woli przekłamywana – znalazła pop-adaptację na miarę Call of Duty.
Jeśli to możliwe: którejś z lepszych części.
Oceny
www.1939.com.pl 6+/10
www.1944.waw.pl 6/10
ps.
Maciej zapowiedział polemikę z powyższą recenzją, ale nie w tym tygodniu. Musi odświeżyć lekturę 1944.