Suchy kwiatek w pięknej doniczce
Ian McDonald, Rzeka Bogów, Mag 2010
[Uwaga! Spoilery w recenzji. A jeden już tutaj: powieść nie posiada żadnego, prawdziwego „twistu”, a raczej dobrze realizuje kanoniczne dla gatunku niespodzianki]
McDonald to – ponoć – pisarz na topie, poczytny i nagradzany. Zwykle czuję się niezręcznie w takich sytuacjach, ale muszę przyznać: jest popularny nie bez przyczyny. Rzeka Bogów to wspaniałe dzieło (post)cyberpunkowe. Powieść trochę gorsza, ale niezwykła wizja Subkontynentu Indyjskiego AD 2047 zaskakuje i urzeka.
W teorii, McDonald nie serwuje czytelnikowi niczego, co by się gdzie nie przewinęło – styk postnowoczesności i antycznych tradycji, mroczna przyszłość wielkich miast, hakerzy, SI, obcy obcy i obcy rodzimi, sporo nachalnego dydaktyzmu, uchodzącego dzięki gorzkiemu klimatowi opowieści. Ale angielski autor rzuca nas do postnowoczesnych Indii. I ten prosty zabieg starcza za niemal cały czar dzieła.
Świat McDonalda jest wykreowany wspaniale. Świeżo, odważnie, egzotycznie, ale jednocześnie znajomo, bo hinduscy technobogowie hinduskimi technobogami, ale cyberpunk cyberpunkiem. Mignięty w tle obraz światowej przyszłości (nie czytałem jeszcze innych powieści autora; ale pewnie to niebawem zrobię) doskonale komponuje się z futurystyczną Doliną Gangesu. Napięcia technologiczne, społeczne, obyczajowe, umieszczone są na spójnym i fascynującym tle. Intryga związana z SI tzw. Trzeciej Generacji, jest dobra, i dopiero w fizyko-mistycznym zakończeniu odlecieć daleko poza ramy prawdopodobieństwa i autentyzmu. Ale po czterystu stronach zwiedzania przesiąkniętych kiplingowską świętością i gibsonowskim technogeddonem Indii, możemy wybaczyć nawet równoległe wszechświaty w piwnicach, czy boskie SI mieszczące się w głowach.
I gdyby Rzeka Bogów była fantastycznym pasażem, literacką wizją tylko, umieściłbym ją na szczycie skali. Niestety, jest też historią, opowiadaną z perspektywy bohaterów. W tym segmencie McDonald radzi sobie gorzej – intryga jest przewidywalna, niektóre wątki zbędnie rozdmuchane, a postacie po prostu słabe. Z bogatego panteonu bohaterów udało mi się polubić tylko jednego, w dodatku tego, którego najwidoczniej nie lubi autor, dając mu rolę swoistego złoczyńcy opowieści. To zdumiewające, że twórca rzeźbi tak wspaniały świat, i zaludnia go papierowymi kukiełkami. Te smęcą, snują się przez czterysta stron powieści, i niezręcznie tłumaczą, w jak niezwykłym miejscu żyją. Psują pozytywne wrażenia, płynące z lektury, ale z pewnością nie na tyle, aby do lektury zniechęcić. Podsumowując: Rzeka Bogów to wspaniała wizja fantastyczna, ubrana w ciało przeciętnej powieści. Dlatego uśredniam ocenę 10 i 6, dla kolejnych segmentów tego kolażu. To jakby kupować nadwiędły kwiat, aby dostać piękną doniczkę, w której to zielsko rośnie. Głupie? Nielogiczne? Skąd. McDonald serwuje nam naprawdę cudowną donicę.
Ocena: 8/10