Catapultam habeo!

Teoria Monodukaja (Jacek Dukaj, Starość aksolotla)

Teoria Monodukaja

Jacek Dukaj, Starość aksolotla, Allegro 2015

Śledząc poczynania najbardziej utytułowanego pisarza polskiej fantastyki, ostatnimi laty przeżywałem nie tyle zawód, co smutną konstatację, że na wszystko jest czas, każdy ma swój kres (nawet Feliks W.). Kiedyś wczesne opowiadania Dukaja, ale jeszcze bardziej brawurowe "Czarne Oceany", ukształtowały znaczny kawał mojej wrażliwości fantastycznej i, chyba nie przesadzam, mocno wpłynęły na moje oczekiwania wobec literatury w ogóle. Potem była "Extensa" i "Inne Pieśni", które zrobiły na mnie wielkie wrażenie, acz miałem już przeczucie, że autor wypalił jakiś elementarny zasób w swojej głowie; stał się lepszym pisarzem, ale jakby gorszym fantastą. Następnie nadeszła "Perfekcyjna niedoskonałość", znów orgia nerdowych pomysłów, fantastyki czasem wylewającej się z formy literackiej. Mimo nieokrzesania (była to wszak powieść postała z wczesnych prób literackich Dukaja), "Perfekcyjną..." cenę do dziś niemal na równi z "Czarnymi Oceanami". "Lód" mnie zachwycił, ale nie tak jak innych. Tę powieść bardziej doceniłem, niż przeżyłem; w 2007 przeszkadzał mi już rozgłos, jaki światek literacki wzbudził wokół Dukaja. Wtedy też wysnułem swoją Teorie Duodukaja.

W mojej głowie frakcja poli- i duodukajowa argumentowała, że istnieje dwóch pisarzy o tym samym imieniu i nazwisku: Stary – nerd, piszący mocną, efektowną formalnie, ale i buzującą pomysłami fantastykę oraz Nowy – Jaszczur z Kosmosu (w skrócie JZK), który piszę literaturę głównego nurtu, nasycając ją konceptami zupełnie do tejże nie przystającymi; traktujący swoje książki, tylko jako wehikuły dziwnych myśli, gdzieś z innej galaktyki (acz te pomysły czasami przybierają formę... właśnie formy tekstu). I jeśli dawny Dukaj przeżywał pisanie każdego zdania, tak JZK już nie potrafi już pisać tak, aby jednocześnie i on i czytelnik mieli z tego przyjemność. Po lekturze "Wrońca", którego uznałem, za ciekawy, ale ostatecznie nieudany eksperyment, uznałem, że stary nerd nie wróci. Myliłem się…

W "Starości Aksolotla" znalazłem dawnego, autentyczne, szalonego, ale szalonego w przyjazny sposób twórcę. Pisarza, który nie udaje, że nie wie, skąd wyrastają mu nogi, i świadomie przyjmuje dziedzictwo Verne'a nad Dosjotjewskiego. Ba, nawet zdarzają mu się  językowo-nerdowe suchary, na miarę "Kartografa-kamikadze" z Perfekcyjnej. Uważam, że Dukaj z "Lodu", "Wrońca" i niektórych nowszych tekstów nieumiejętnie dobierał narzędzia do pokazania, co w jego kosmicznej głowie kipi. A pisząc "Starość aksolotla" (i opowiadanie "Rewolucja EXE", które jest warte podobnej uwagi) po prostu wrócił do efektywnego sposobu artystycznej komunikacji. Zaryzykował, przyjął formę gatunkową, w oczach głównego nurtu literackiego "prostszą" i "mniej ambitną". Być może; w tym przypadku, na pewno lepszą.

Pod względem "naukowości" to bardzo lekki tekst Dukaja, jeśli już, to socjo-, nie technofantastyka. Sam pomysł na zawiązanie akcji, czyli zagładę przeżywają osobowości graczy xboxa, którym jakiś neurokinect zapisał umysły na serwerze, jest raczej satyryczny (i to dobrze). Sporo "twardego" SF Dukaj mógł zrobić, a nie zrobił (na przykład zarysowany, ale tylko zdawkowo problem odbudowy biosfery od zera), raczej świadomie. Wierzę, że potrafiłby zaprojektować wewnętrznie spójny model biozagłady i go opisać, ale na efekt tego przedsięwzięcia, pewnie czekalibyśmy kilka lat (a potem czytali tysiącstronicowy tom pierwszy). A tu Dukaj wali po głowie pomysłem, niczym zomowiec pałką. Od lekkiej satyry na współczesny "IT crowd", przed dobre (ale samo w sobie nie tak odkrywcze) rozważania o relacji ciała do umysłu, przechodzi w rejony staro- i średniodukajowe. W pewnym sensie koniec "Starości..." przypomniał mi już nieco zapomnianą "Extensę" (choć lepiej napisaną).

Cały ten szum o "książce rozszerzonej" jest mylący. Tak, to ebook, tak, ma obrazki i projekty wydruków 3D. Ale to nie one stanową o wartości tej minipowieści. To chmura marketingowych emocji, zupełnie zbędna, moim zdaniem. Już ważniejsze jest medium i kanał dystrybucji. Kibicuję każdemu wydaniu elektronicznemu, w tym (a nawet zwłaszcza) pierwotnie elektronicznemu. Lubię też dukajową transmedialność, współpracę z Platige Image (z której mogło powstać znacznie więcej, ale to temat na inną dyskusję). Doceniam także, że w sumie stary (w sensie doświadczenia artystycznego) twórca celowo modyfikuje swój styl i manieryzmy, aby dotrzeć do młodszego pokolenia, dla którego takie "Czarne oceany" są nieczytaną klasyką, bliższą powieściom Dicka i Lema, niż nowoczesnym tytułom. To wychodzi, bo minipowieść jest – jak na Dukaja – zwięzła do granic ascezy, i lekka w sensie prezentacji budującego fabułę problemu.

Sama oprawa medialna "Starości..." mnie nie zachwyciła. Czytany na czytniku Kindle plik mobi jest niewygodny (źle pomyślane przypisy i mało efektowne ilustracje; żałuję, ale muszę obniżyć ocenę dzieła z tego powodu), a w każdym razie wymaga pewnej zmiany nawyków czytelniczych. Ale w żadnym stopniu nie narusza to solidnej porcji rozrywki (i inspirującego intelektualnie mięsa), które dostarcza Dukaj. Jaszczur z Kosmosu znajduje się obecnie w perygeum, ale dzięki temu łatwiej mu zrzucać na Ziemię podłapane na odleglejszych orbitach skarby.

Ocena: 8/10



Artykuł opublikowany 20 marca 2015 przez: A. Podlewski

Skomentuj:

Pozostało znaków: 30000. Możesz używać znaczników HTML: <b>, <u>, <i>, <blockquote>, <spoiler>



Kod sprawdzajacy Odśwież kod
Video meliora proboque, deteriora sequor
  WTF Wykrot