Ukryta opcja specnazowska (Adam Przechrzta, Białe noce)
Adam Przechrzta, Białe noce, Fabryka Słów 2010
To dziwna powieść, i dla mnie dziwna lektura. Ponoć zacząłem czytać cykl Przechrzty od tomu drugiego, ale jak to powtarza Maciej S: dobra literatura nie boi się awangardowej chronologii. „Białe Noce” to po prostu tekst, po którym przez dłuższą chwilę myślałem, czy może się on podobać i niepodobać jednocześnie. I doszedłem do wniosku, że widać może, skoro...
Powieść Przechrzty to sensacja z drobną nutką ezoteryki. Bardzo drobną, ponoć rozwijaną w innych częściach cyklu. Więcej tu strzelania, śledztwa oraz rosyjskiego folkloru miejskiego. I gdyby Przechrzta ograniczył się do tych elementów, wyszłaby bardzo dobra historia. Niestety, epicko nieprawdopodobne (czyli: całkiem ciekawe) przygody zdarzają się głównemu bohaterowi oraz jego przyjaciołom. Od razu zaznaczę, że kreacja charakterów w „Białych Nocach” leży, jak student po wypiciu praskiego bimbru. I sam główny gieroj, idealny Mary Sue (Marian Stefan?) polskiej fantastyki, jest boleśnie nudny. W dodatku musi mieć piękną i pozbawioną wad żonę, być adorowanym przez kilka innych kobiet w tym bogatą nastolatkę, musi chwalić się traumatycznym dzieciństwem, wbrew któremu odniósł błyskotliwy sukces życiowy, i w ogóle, musi być ...isty, jak, bunkry, których nie ma. Zupełnie nie przekonał mnie też rosyjski bandzior o złotym sercu oraz kreowany na nowoczesny zakon szlachetnych rycerzy SPECNAZ.
Przechrzta wybrał z imaginarium współczesnej Rosji wszystkie atrakcyjne motywy i tropy, po czym zszył je dość niesprawnie, i w sposób pozbawiony choć krztyny prawdopodobieństwa. Zazwyczaj nad takim działaniem można przejść do porządku dziennego, świadomie zawiesić podejrzliwość fabularną, aby rokoszować się głupią, ale atrakcyjną wycieczką w świat fantazji podrośniętych chłopców. Ale nie tu – bo fabuła sama w sobie trzeszczy, jest jakoś dziwnie rozplanowana i kończy się niespodziewanie a brutalnie, niczym miejsca parkingowe w centrum Warszawy.
Dlaczego więc poświęciłem tej powieści tyle czasu, że nawet ukończyłem lekturę? Ponieważ „Białe Noce” sporo obiecują. Nie w głównej linii fabularnej, ale na jej obrzeżach. Co chwila widziałem inny świat, inne wyobrażenia, wychodzące ze szwów współczesnego Petersburga. Tajemnica wojenna, oblężony Leningrad, zima i konwoje po kruchym lodzie, kanibalizm. Przechrzta kipi wręcz fascynacją tej historii, i chyba zrealizował ją w innych powieściach. Więc jeśli „Białe Noce” zawiodły jako samodzielna powieść, nadały się na gigantyczną reklamę „Demonów Leningradu” i innych opowieści autora. A że mimo wszystkich tych wad, omawiana książka jest poprawna formalnie - znośna językowo i nie aż tak wtórna, a autorskie tłumaczenia ruskich piosenek punkowych posiadają niezaprzeczalny urok. Wystawiam więc „Białym Nocom” nie najgorszą ocenę, i szukam po koszach promocyjnych innych powieści Przechrzty. Jednak z dystansem, bo jeśli innej przejawy tej ukrytej opcji specnazowskiej będą równie niedopracowane, wrócę do czytania o kanibalizmie miejskim gdzie indziej.
Ocena: 6/10