Catapultam habeo!

Wstydliwe rozrywki śmierci

Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia (USA 2013, reż. Francis Lawrence)

Kiedy WTFApoc przyznał się do przeczytania „The Hunger Games”, trochę się z tego faktu pośmiałem, ale... potem przeczytałem sam. Ba, przyznam, że Igrzyska Śmierci stały się moją – jak to mawiają w Lądku Zdroju – guilty pleasure. Co do oceny książkowego cyklu, generalnie zgadzam się z Adamem; pierwszy film (opisany na marginesie recenzji) oceniam wysoko, natomiast drugi... jest jeszcze lepszy!

Aby nie było między nami nieporozumień: przyjemność z oglądania „W pierścieniu ognia” jest w dużej mierze hipsterska, zdystansowana, ma coś z egzotyki. Literacka podstawa filmu jest wybitnie młodo-młodzieżowa, sama też ekranizacja uśmiecha się do odbiorców dwakroć młodszych ode mnie. Ale muszę przyznać, że część druga adaptacji podobała mi się, i to znacznie bardziej niż książkowy oryginał. „Cathing fire” była najsłabsza powieścią z trzech, przegadaną, przeemotyzowaną, z trudem wiążącą wewnętrzną logikę cyklu. Twórcy ekranizacji użyli bardzo skutecznego sposobu na ominiecie tych pułapek – użyli nożyczek.

Film jest długi, ale niRok Rangerae czuć tych stu trzydziestu minut. Scenarzysta dokonał znacznych cięć w początkowych rozdziałach powieści, dzięki temu smętna historia Katniss w Dystrykcie 12 została streszczona w miarę bezboleśnie, interesujące sceny w Kapitolu zyskały dobre przedstawienie, a dynamiczna, acz trzeszcząca logicznie końcówka została zrealizowana na tyle zręcznie, że widz nie zadaje zbędnych pytań. Everymańscy bohaterowie na ekranie zyskują zaskakująco dużo charakteru, a najsilniejsza strona cyklu – dobry setting, została zrealizowana wyśmienicie. Reżyser i scenarzyści wykonali solidna robotę, kreując spójny system (niespójnie opisanej) technologii w cyklu Collins. Trochę żałuję stępienia satyry społecznej (tak wobec powieści, jak poprzedniej części), ale już dzieci wiedzą w Ameryce, że Kapitol jest zły oraz rozwiązły i dobrze (to znaczy: dobrze, że wiedzą, niedobrze, iż taki jest). Może dalsze naciąganie tej struny byłoby nudne, a na pewno przysporzyłoby twórcom pozaartystycznych problemów.

Napiszę wprost: twórcy ekranizacji wycisnęli z oryginału tyle, ile mogli. Świetne tło, zgrabnie przycięta fabuła i poprawne plus aktorstwo czynią z „W pierścieniu...” bardzo dobre oglądałko, szczególnie użyteczne do zapoznawania laików z estetyką fantastyczną. Jak napisał WTFApoc o cyklu powieściowym, filmem można zainteresować „nie-nerdowe towarzyszki życia, młodszych członków rodziny, czy po prostu ludzi, reagujących nerwowo na etykietkę SF”. W ekranizacji drugiego tomu można dodać jeszcze: amatorskich miłośników łucznictwa.

Ocena: 8/10

WTFM



Artykuł opublikowany 02 marca 2014 przez: M. Sprzęgaj

Komentarze (1):


29 marca 2014 20:54 Galileo pisze:
+1 [1] [+] [-] Odpowiedz
Pierwszy film był do połowy rewią mody i od połowy igrzyskami. Drugi tak samo. Zakładam, że skoro trzecią część podzielili na dwa filmy to pierwszy będzie pewnie w całości pokazem strojów, a drugi to sama akcja :D - czy ktoś, kto czytał książkę, mógłby potwierdzić moje przypuszczenia?

Skomentuj:

Pozostało znaków: 30000. Możesz używać znaczników HTML: <b>, <u>, <i>, <blockquote>, <spoiler>



Kod sprawdzajacy Odśwież kod
Video meliora proboque, deteriora sequor
  WTF Wykrot