Catapultam habeo!

Zarosły ogródek (Jarosław Grzędowicz, Pan Lodowego Ogrodu)

Zarosły ogródek (Jarosław Grzędowicz, Pan Lodowego Ogrodu, tomy I-IV, Fabryka Słów 2005-12)

Uff, trochę to trwało, gdyż pierwszy tom przygód Vuko trafił do księgarń w 2005. Zazwyczaj nie narzekam na cykle pisane powoli, jeśli są pisane dobrze. Od tej zasady czynię tylko dla wyjątki: 1) jeśli wiek i stan zdrowia twórcy budzi obawy, czy następny tom powstanie („Dużo zdrowia w Nowym Roku, GRRM!”) 2) saga jest tak obfitująca w przedstawienie świata, wiedzę o uniwersum, prezentując w każdej odsłonie coś nowego, że długa przerwa w lekturze grozi zagubieniem. Wcześniejszy punkt do Grzędowicza się raczej nie odnosi, późniejszy już tak. Pierwszy tom PLO chudy nie był, następne puchły tak, że ostatnio wydana czwórka chciałaby się rozpaść na dwa, w czysto fizyczny sposób (tutaj warto pochwalić Wydawcę za uszanowanie artystycznej wizji pisarza oraz powstrzymanie się od korzystnego finansowo ruchu w imię zasad), dlatego do lektury ostatniej odsłony tetralogii siadałem nieco skonfundowany.

Owszem, pamiętałem dobrze początek tomu pierwszego, wspaniale namalowaną scenę zrzutu bohatera w niegościnny świat, a także klimat zagubienia początkowych rozdziałów. A także końcówkę „Jedynki”, surrealistyczną, ale w tej konwencji konsekwentną, więc dobrą. Tyle że dalej…

Fabularne zręby sagi pewnie znacie; przypomnę je tylko dla porządku. Podczas podboju kosmosu, ludzkość natrafiła na dziwaczną planetę, zwaną Midgaardem. Wysłana na powierzchnię ekspedycja zaginęła, a zarówno ludzkie prawa nieinterwencji w los obcych istot, jak i niewyjaśnione anomalie, występujące na planecie, uniemożliwiły klasyczną misję ratunkową. Jako zwiadowca zostaje posłany Vuko Drakkainen. Wyposażony w dyskretne zdobycze najnowszej techniki i pozornie pewną wiedzę, zostaje postawiony wobec tajemniczego świata, w którym żyją istoty podobne do ludzi, a tajemnicze siły planety przypominają magię.

Cokolwiek napiszę w następujących akapitach, pamiętajcie, że oceniam sagę Grzędowicza bardzo pozytywnie. Bardzo-bardzo, nawet na tyle, aby stawiać ją ponad (moim zdaniem przereklamowanym) Wiedźminem. Konwencja tych dwóch opowieści jest inna, inne style autorów, ale wobec rozmiaru obu tych przedsięwzięć niełatwo znaleźć konkurencję. I lekko mentorski ton Autorów, budujących wizje polityczne oraz społeczne pod łaszkami fantasy wydaje się znajomy. Ale nie niekoniecznie wada, zwłaszcza w przypadku Grzędowicza.

Pierwszy tom Lodowego Ogrodu zachwycił mnie – czy to dlatego, że kiedyś byłem mniej wybredny, czy z powodu mojej ogólnej miłości do science fantasy, nie wiem. Na pewno nie była sympatia dana za darmo. Historia Vuka była wciągająca od pierwszej strony, a świat Midgaardu kuszący i bogaty. Jak się okazało potem, ciut zbyt bogaty.

Lubię długie sagi, może nie aż tak długie, ale literacka masa raczej mnie nie przeraża. Tyle że wymagam też dobrego uporządkowania owego bogactwa. Wielość i różnorodność to zarówno największa zaleta, jak i wada cyklu. Zaleta, bo przecież tego oczekujemy od dobrej fantazy, zwłaszcza ze smaczkiem SF. Wada, bo przez cztery tomy Autor nie wykreował aż tak wielu zapadających w pamięć postaci. Sam bohater jest jakiś niedookreślony (zapewne był to zabieg planowany, ale fińskie przekleństwa jeszcze nie tworzą duszy postaci) i podobnych sobie towarzyszy przyciąga. Drugi z bohaterów sagi, Filar, swoją schematycznością na tyle niechęcił mnie już pierwszym tomie, że tolerowałem jego przygody z wielkim trudem. Wspaniale wykreowany łotr, szalony van Dyken, traci cały polot po tomie pierwszym, i im dalej w las, tym jego sztuczki stają się bardziej nużące. Z resztą większość personelu opowieści zdradza dwoistą naturę – zrodzenie z pomieszania gawędziarskiego patosu żeglarskiej opowieści w zimowy wieczór oraz cyfrowej duszy bohaterów Jacka Dukaja, którzy są zawsze interesujący, ale nigdy ciekawi, a przy drobnym uzasadnieniu fabularnym można by ich było wymienić na formuły matematyczne bądź paradoksy kosmologiczne. Saga utrzymywała mnie na powierzchni Midgaardu czymś innym: świetnie wykreowany światem, kolejnymi ludami, obyczajami, zwierzętami, ze smakiem tworzonymi lokacjami i nienachlaną, ale satysfakcjonującą robinsonadą. Tyle że wszystkie te frykasy, nieuporządkowane przez dobrze rozwiniętych i dynamicznych bohaterów przejadają się i odchodzą w zapomnienie. Vuko – człowiek, który był drzewem; owa tożsamość starcza na jeden tom, nie jest możliwa do zastąpienia przez Vuka, człowieka, który nie potrafił rzucać włócznią, ani Vuka, człowieka, który nie chce wracać do domu. Nasz gieroj włóczy się po pięknym świecie, przeżywając rozterki akwariowej rybki, niczym gracz, który spidranuje grę po wpisaniu kodu nieśmiertelności. A przecież ta postać miała potencjał! Perspektywa Ziemi, innego świata, jego tęsknot, praw i marzeń znika szybko w tomie pierwszym i pojawia się na samym końcu czwartego. Vuko jest człowiekiem-imbą z kosmosu; nic dziwnego, że problemy mieszkańców Midgaardu nie mogą go w godny sposób zaangażować.

Ale mimo tego homeryckiego katalogu wad, będę polecał sagę Grzędowicza niemal każdemu. Niemal, bo nie wszyscy udźwigną jej masę, a niektórzy (z powodów wymienionych) mogą nawet zniechęcić się do gatunku. Ale to lenie i wybrednicy. Bo my, Pożeracze Światów, kochamy magiczny chleb bogatej wyobraźni, nawet jeśli masło literackiego dramatu zostało nam nim rozsmarowane cienko. Bo na tym właśnie polega fantastyka: na fantazji. Pan Lodowego Ogrodu jest tylko poprawną opowieścią, ale cudowną wizją, którą przyjmuje się jak „Wieczny Grunwald” Twardocha, bądź „Burzę” Parowskiego – możliwie chłonąc świat przed fabułą.

Że ogródek zarósł może zbyt wielką liczbą obcych języków, zagubionych krain i niewiarygodnych zwierząt, a co gorsza: brutalnie dopomina się ponownego zwiedzania swoich starszych części – cóż, racja, ale czy to czyni ów ogródek mniej pięknym?

Ocena: 8/10

Tomy (1:9, 2:7, 3:6, 4:7)

Bonus: Zagadka

Midgaarskie metro przewozi kilogram ładunku na odległość 580 km za cenę 1 kg biomasy. Oblicz, ile biomasy należy zabrać w równikową podróż dookoła świata, zakładając, że robaki można karmić tylko na znajdujących się do 1500 km stacjach.



Artykuł opublikowany 02 stycznia 2013 przez: A. Podlewski

Komentarze (3):


08 kwietnia 2014 14:16 Galileo pisze:
0 [0] [+] [-] Odpowiedz
Przy okazji: na platformie crowdfundingowej Wspieram.To trwa własnie akcja fundowania świetnej gry planszowej na podstawie prozy Grzędowicza: https://wspieram.to/PanLodowegoOgrodu
Zachęcam do Wsparcia.Tego :)
08 kwietnia 2014 14:16 Galileo pisze:
0 [0] [+] [-] Odpowiedz
Link nie wszedł...
http://wspieram.to/PanLodoweg...
11 października 2015 18:45 Mariusz pisze:
0 [0] [+] [-] Odpowiedz
Ja żałuję, że nikt, a tym bardziej autor nie pokusił się o mapę tego świata. Nawet w słabych sagach fantasy takie znajdują się na pierwszych lub ostatnich kartach tomów, a tutaj mamy do czynienia z bogatym światem którego czasami nie sposób ogarnąć myślę, gdzie co się znajduje i skąd przyszło. Fajnie by było mieć to na mapie. Znalazłem w internecie mapę Midgaardu w dużej rozdzielczości, ale po powiększeniu miasta, twierdze, miejsca są wręcz nieczytelne niestety. A szkoda :/

Skomentuj:

Pozostało znaków: 30000. Możesz używać znaczników HTML: <b>, <u>, <i>, <blockquote>, <spoiler>



Kod sprawdzajacy Odśwież kod
Video meliora proboque, deteriora sequor
  WTF Wykrot