Catapultam habeo!

A. Podlewski

Adam „Apoc” Podlewski

Apokalipsy wieszczu pomniejszy, historyk, kontrrewolucjonista, daltonista. Miłośnik stref polarnych, wędrówek pieszych oraz rowerowych. Przygotowany na atak żywych trupów oraz powszechny sprzeciw obywatelski. Zwolennik secesji Mazowsza i restytucji Księstwa Mazowieckiego.

Zobacz więcej:

W stronę słońca

Był to właściwy dzień, aby schwytać kacerza na gorącym uczynku. Ojciec Marco rozkoszował się wiosennym słońcem i czystym powietrzem. Marcowy deszcz niedawno zmył Wenecję, dlatego smród portowej części miasta nie dawał się jeszcze we znaki. Duchowny wyszedł rano z prefektury i ruszył ku wschodniej części wyspy, Dzielnicy Zamkowej. Była to okolica zamieszkiwana przez marynarzy, mniej zasobnych armatorów, a od niedawna także przez uczonych. To oni wyrobili marną markę nadbrzeża – im więcej księgarzy, lekarzy i szalonych gryzipiórków się tam osiedlało, tym niżej spadały ceny wynajmu kamienic. Odpowiednio – im mniejszych pieniędzy żądano dom, tym więcej szalonych badaczy tam ściągało. „Circulus vitiosus” pomyślał ojciec Marco, ale bez żalu. Odpowiadał mu fakt, że niemal wszystkich podejrzanych o czary, herezje i inne niebezpieczne sprawki mógł znaleźć w jednym miejscu.

Rabanci

Maciej patrzył w oczy szlachcica i nie znajdował w nich niczego dobrego.

To znaczy: intencje młodziana były czyste. Wierzył we wszystko, co mówił i chyba to najbardziej przerażało Macieja. Pan Piotr Kowicki, brat słynnego Pawła miał nie więcej niż dwadzieścia pięć lat. Owo ćwierćwiecze przemawiało z buńczutną pewnością siebie, nieskażoną rozsądkiem, ani głębszym namyślunkiem. Oczywiście od strony czysto militarnej plan szlachcica wydawał się Maciejowi całkiem racjonalny, tylko że absolutnie pozbawiony sensu. Powstaniec zamierzał dokonać niemożliwego.

Na posterunku

Zbliżał się dwunasty dzień po lokalnym przesileniu wiosennym, nadchodził Czas. Należało wstrzymać sygnały rozbudzające i przekazać kolejną wiadomość. Tak jak cykl, dwa, trzy planetarne cykle wcześniej. Załoga stacji RL-YH nadawała od bardzo dawna, dłużej nawet niż mogli przetrwać wzmacniani nanotyką rozbitkowie z Systemów Wewnętrznych.

Nie spać, zwiedzać!

Nie spać, zwiedzać! (II miejsce na konkursie „Licho nie śpi”, Falkon 2012)

Najgorsze w chorobie zwanej bezsennością jest to, że w pewnym momencie przestaje być chorobą. Dawid w końcu zrozumiał, że jego aktywna doba trwa nie siedemnaście, a dwadzieścia, czasem nawet dwadzieścia dwie godzin. To sporo. Pracować dłużej nie ma siły (a dodajmy, że od czasu wypadku praktycznie zawsze czuł się zmęczony), ale można… no cóż, bawić się? Rozwijać? Bezcelowe wędrówki po warszawskim Żoliborzu nie spełniały żadnego z tych warunków, ale to one zapełniały mu znaczną część tego ukradzionego naturze czasu.

Fantastyczny Atak Lublina

Fantastyczny Atak Lublina

Tekst ten zdobył pierwsze miejsce na konkursie literackim Falkonu 2013). Pierwotnie ukazał się w informatorze konwentowym.

Lublin atakował podstępnie, szybko, bez litości...

Dorodny okaz

Dorodny okaz

Południowe stoki Kilimandżaro tonęły we mgle, delikatnie spływającej z majestatycznego szczytu. Jak na porę deszczową, pogoda była bardzo przyjemna, a Inatisza potrafił to docenić. Leżał leniwie na skraju reglowej dżungli i mruczał z zadowoleniem. Trójka młodych baraszkowała przy strumieniu, a partnerka Inatiszy zniknęła gdzieś w bananowym gaju, aby zebrać owoce na jutro. Nie brakowało im jedzenia, właściwie niczego im nie brakowało, samica chciała jedy­nie wykorzystać bezczynną chwilę, aby oszczędzić sobie kłopoty nazajutrz. Inatisza był szczęśliwy, jak chyba nigdy wcze­śniej swoim życiu. Ten stan nie mógł trwać zbyt długo.

Całość na:

http://alchemiaslowa.net/opowiadanie/dorodny-okaz/1/

Morze Traw

Morze Traw - opowiadanie, opublikowane w Creatio Fantastica nr 48.

Za Każdy Kamień Twój

Za Każdy Kamień Twój...

I Miasto, Mieszkańcy, Miłość

Warszawa kazała petentom czekać długie godziny. Bez celu innego, niż pokazanie absolutnej dominacji nad ludźmi. Oni byli tylko białkowymi automatami; ona: bytem prawdziwie żyjącym, złożonym z betonowego ciała i cyfrowej duszy. Już samo przyjęcie przedstawicieli homo sapiens wyglądało na łaskę Miasta. Słowacki siedział na cokole i obserwował burmistrza Wilczka oraz innych członków delegacji, wchodzących do ratusza oficjalnym wejściem

Za wolność waszą

Opowiadanie Adama Podlewskigo, opublikowane w Smokopolitan nr 2

Próba wody

Adam Podlewski, Próba wody, Creatio Fantastica nr 50

― Jezus Maria Wszyscy Święci! ― zawył Samwell. Starszy specjalista był niewierzącym, wychowanym w mocno antykatolickiej rodzinie zielonoświątkowców. ― Kontakt! Trzysta stopni, odległość…

Nie musiał mówić, jaka odległość. Zbyt mała. Jeśli załoga USS „Colorado” usłyszała odbicie własnego sonaru jako wyraźny ping za burtą, ich ogon prześlizgiwał się właśnie na samobójczym dystansie.

A fructibus eorum cognoscetis eos
  WTF Wykrot