Z. Szatkowski
Miłośnik czarnej kawy, języków martwych i nieokreślonych tabliczek z wybrzezy morza martwego. Twierdzi, że prawdziwe przygody ciągle można przeżyć, a życie rozliczane jest z tego, co potomni wyniosą jako sumę opowiedzianych historii. Lubi dobre złe kino i złe dobre zakończenia.
Zobacz więcej:
Katalizator
- Panie Abbot, czy wie pan, dlaczego pana tu zaprosiłem?
- Domyślam się panie dziekanie – Jeremy Abbot uśmiechnął się promiennie.
Dziekan zaobserwował ten fakt z niepokojem. Plotki musiały dotrzeć do młodego naukowca zawczasu i z pewnością wiedział, że to „wezwanie na dywanik” nie mogło wróżyć nic dobrego. Uczelnia jest wielkim pradawnym tworem i zdołała obrosnąć pleśnią ludzkich wad i pomimo, że wielu studentów nabożnie traktuje ją jako „świątynie nauk”, to jej najwyżsi kapłani coraz częściej pozwalają sobie na przyziemne słabości. Tak się składało, że umiłowanie do rozpowszechniania plotek było jedną z takich właśnie słabostek i dziekan McDarrny wiedział, że w tej dyscyplinie specjaliści od nauk humanistycznych osiągnęli absolutne mistrzostwo. Głupi uśmiech na twarzy Abbota drażnił go, będąc oznaką albo ignorancji, co w środowisku akademickim było, co najmniej dyskryminujące, albo też kompletnego braku umiejętności społecznych, co w przypadku dyplomowanego psychologia, za jakiego podawał się Abbot poważnie podważało jego kompetencje. Dziekan postanowił mieć tę rozmowę jak najszybciej za sobą.